Jeremiasz Paliwoda Jeremiasz Paliwoda
13077
BLOG

Dlaczego został zamordowany Lech Grobelny?

Jeremiasz Paliwoda Jeremiasz Paliwoda Rozmaitości Obserwuj notkę 49

O Lechu Grobelnym słyszał niemal każdy. Urodzony 18 czerwca 1949 roku przedsiębiorca był jednym z pierwszych „bohaterów” wielkich afer okresu transformacji, twórcą Bezpiecznej Kasy Oszczędności. Jego medialny portret był jednoznaczny - cwaniak, który dorobił się na oszustwach, po czym spadł na dno. 2 kwietnia 2007 r. na Targówku znaleziono jego ciało. Nie żył od tygodnia. Kto i dlaczego go zabił? Nie wiadomo. Wiadomo za to, że Grobelny wbrew temu, co o nim mówiono, wiedział dużo. Może za dużo.


Wielka sława i wielka ucieczka
Za czasów PRL był właścicielem studia fotograficznego. Dorobił się błyskawicznie – na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych w całej Polsce handlował obrazkami z wizerunkiem Papieża Jana Pawła II. Zasłynął też jako twórca piramidy finansowej. W pierwszych miesiącach transformacji ustrojowej założył spółkę Dorchem, która była właścicielką sieci kantorów, a także parabanku – Bezpieczna Kasa Oszczędności, oferującego klientom znacznie wyższe oprocentowanie wpłaconych oszczędności niż banki, których wtedy nie było za dużo. Nic więc dziwnego, że zyskał tysiące klientów, ludzi raczej skromniej sytuowanych, którzy powierzali mu oszczędności życia. Pochopnie, jak się później okazało. W drugiej połowie 1990 roku Grobelny wyjechał za granicę, jego spółka upadła, a klienci BKO stracili pieniądze. Przedsiębiorcę zatrzymano dwa lata później w Niemczech a następnie dokonano jego ekstradycji do Polski. Trafił do aresztu. W 1996 roku został skazany na 12 lat więzienia. W sumie odsiedział pięć. W 1997 roku Sąd Apelacyjny w Warszawie uchylił wyrok i zwrócił sprawę prokuraturze, a przedsiębiorcę zwolnił
z aresztu. Prokuratura ostatecznie umorzyła sprawę. Lech Grobelny zniknął z oczu opinii publicznej, choć odgrażał się pozwami wobec państwa polskiego.

Był w wiedeńskim torcie?
Grobelny był pierwszym z grona aferzystów III RP. Suma, której zagarnięcie mu zarzucono, 800 tys. „dzisiejszych” złotych to niewiele w porównaniu z milionami zagarniętymi przez FOZZ czy Art-Bi. O Grobelnym nie mówiono, że jest zamieszany w handel bronią, że ma niejasne powiązania ze służbami albo esebcką przeszłość. Ale w latach osiemdziesiątych nie dało się zrobić nic wielkiego, nie znając „odpowiednich ludzi.” I Lech Grobelnych takich ludzi znał. Z jego spółką bardzo ścisłe kontakty utrzymywał Andrzej Stuglik (w latach 1975-1980 pracownik kontrwywiadu, od 1982 r. instruktorem ds. propagandy w KW PZPR, od 1988 r. główny specjalista ds. rozliczeń dewizowych w Ministerstwie Finansów, od 1989 r. doradca finansowy Marka Pietkiewicza w Towarzystwie Handlu Międzynarodowego DAL S.A., zastrzelony w 1991 roku). W tym czasie Lech Grobelny przebywał już za granicą. Oficjalnie – uciekł przed odpowiedzialnością za niewypłacalność. Ale biorąc pod uwagę chociażby tę znajomość, jego ucieczka mogła zostać spowodowana także innymi okolicznościami. Wiadomo, że Andrzej Stuglik zajmował się kontaktami handlowymi ze wschodem a jego kontrahentami byli ludzie z rosyjskich spec służb. Stuglik odszedł z „układu” w 1990 roku. Od tego momentu jego życie znalazło się w niebezpieczeństwie. Lech Grobelny mógł o tym wiedzieć. Może data jego zniknięcia z Polski nie była przypadkowa. Śledczy, badający sprawę zabójstwa generała Marka Papały ustalili powiązania Stuglika z międzynarodowym handlem bronią. Wiązali zresztą jego śmierć ze śmiercią gen. Papały. Być może Grobelny był tylko małym, nic nie znaczącym „dodatkiem” do wiedeńskiego tortu, ukręconego przez polskich polityków, aferzystów, gangsterów i rosyjski wywiad. Ale może też zorientował się, że jako mały „dodatek” bez problemu zostanie z tortu usunięty...

Nikogo nie obchodził
Kiedy Lech Grobelny został zatrzymany, media skoncentrowały się na pieniądzach wyprowadzonych z BKO, jednak po osadzeniu go w więzieniu szybko przestały się nim interesować. Nie wzbudziło też większych emocji jego wyjściu na wolność. Nikt nie dociekał wówczas, jakie powiązania łączyły go ze Stuglikiem. Ta sprawa nie ujrzała światła dziennego, poza zdawkowymi wzmiankami przy okazji omawiania tematu „układu wiedeńskiego.” Oczywiście nic nie usprawiedliwia zagarnięcia pieniędzy ludzi, ale Lech Grobelny do końca życia zdawał się być głęboko przekonany, że to on padł ofiarą gigantycznej zmowy. Czyżby czuł się oszukany i opuszczony przez znajomych z „układu”? Zaskakujący jest jeszcze jeden fakt. Grobelny nawet po wyjściu z więzienia wciąż posiadał w Warszawie nieruchomości, choć teoretycznie powinny one zostać zajęte i sprzedane na poczet długów kierowanej przez niego spółki Dorchem. Tymi nieruchomościami były pawilony handlowe, m.in. przy ulicy Ogińskiego na Pradze, czy Wysockiego (tam też mieszkał). Sąsiedzi wspominają, że w ostatnich latach życia utrzymywał się ze zbierania złomu, chodził brudny, niechlujnie ubrany. Zdarzały mu się zachowania co najmniej „dziwne” - potrafił pokazać się na ulicy w szlafroku z psem ubranym w ludzkie ubrania, albo w nocy udawać się na policję ze skargą na sąsiadów. Policja zresztą często bywała u Grobelnego, co nikogo nie dziwiło. Na Bródnie wszyscy znali jego przeszłość. Wszyscy też mówili, że choć zachowywał się dziwnie, znał mnóstwo ludzi i miewał zadziwiającą wiedzę. Informacje przekazywane przez niego były często nieprawdopodobne, ale też... sprawdzały się.

Jest zlecenie na Kaczyńskiego
Sąsiedzi wspominają, że na krótko przed śmiercią zmienił się. Zaczął się starannie ubierać, założył firmę „Odzysk.” Wciąż był też właścicielem Dorchemu. I ciągle bywali u niego jacyś ludzie. Sąsiedzi zauważyli też, że Lech Grobelny zaczął się wtedy czegoś bardzo obawiać. Już nie tylko ryglował drzwi natychmiast po wejściu do domu, ale nie wychodził z niego bez trzech wielkich noży, które stale nosił w kieszeni. Być może miało to związek z informacjami, których udzielił policji. Na początku 2007 roku Grobelny poinformował policję o zleceniu na zamordowanie ówczesnego premiera Jarosława Kaczyńskiego. Egzekucję miał wykonać gangster o pseudonimie „Szczur.” BOR wzmocnił ochronę premiera i prezydenta, funkcyjne media przez jakiś czas miały serdeczny ubaw, a policja ogłosiła, ze Szczur nie żyje. Zbiegło się to z oświadczeniem ministra Macieja Łopińskiego, który w styczniu 2007 roku, w audycji „Sygnały dnia” w polskim radiu powiedział, że rząd Jarosława Kaczyńskiego naruszył interesy różnych grup. Jednocześnie minister Łopiński nie powiązał tych informacji z ostrzeżeniami Lecha Grobelnego. W marcu 2007 roku do Kancelarii Premiera dotarła z kolei przesyłka dla Jarosława Kaczyńskiego zawierająca trzy ostre pociski oraz „list” - „Dla kota, dla twojej matki, dla ciebie." Do zamachu na szczęście nie doszło. Jedynym oddźwiękiem ostrzeżeń Grobelnego i listów z kulami, były drwiny z braci Kaczyński ochoczo podjęte przez „salon.” Grobelny znowu został odsunięty na „boczny tor”, choć zastanawiające jest, że po latach „niebytu” w ogóle znał pseudonimy gangsterów. Oczywiście Lechowi Grobelnemu łatwo było zarzucić fantazjowanie – w końcu zapracował na miano oszusta. Nie pomagał mu też fakt, że Szczur zgodnie z opinią policji miał nie żyć. Ale też można założyć, że w sprawie śmierci Szczura policja mogła się mylić. Nie byłby to ani pierwszy, ani jedyny taki przypadek. Wystarczy wspomnieć powiązanego ze Stuglikiem, Mieczysława Zapióra, o którym pisano, że utonął podczas wakacji w Egipcie, podczas gdy w rzeczywistości – zaginął podczas nurkowania. Jego ciała nie znaleziono, więc równie dobrze mógł po prostu... popłynąć do Izraela. Tereny nurkowe znajdują się w Egipcie także tuż przy granicy z Izraelem.

To było morderstwo
Policja i prokuratura nie mają żadnych wątpliwości – Lech Grobelny został zasztyletowany. Jego ciało leżało co najmniej 5 dni zanim znaleźli je strażnicy miejscy. Leżałoby zapewne dłużej, gdyby nie fakt, że sąsiedzi eks-biznesmana zaniepokoili się o jego kota, który najwyraźniej głodny przez kilka dni siedział w oknie. I choć śledztwo w sprawie morderstwa Grobelnego z braku dowodów zostało umorzone, nikt z mieszkańców jego ulicy nie ma żadnych wątpliwości – zamordował go ktoś, kogo znał. Obsesyjnie chroniący swój dom Grobelny nie wpuściłby do środka nikogo obcego. A gdy policja i straż miejska weszły do mieszkania, nie było ono zamknięte. Czy Grobelny zginął, bo wplątał się w ciemne interesy, czy zemścił się na nim jakiś oszukany człowiek, czy też musiał umrzeć, bo za dużo wiedział i powiedział – tego już się nie dowiemy. Jedno jest pewne. Morderca Lecha Grobelnego jest na wolności.

Źródła:
Katarzyna Jaroszyńska: „Ostatnie dni Lecha Grobelnego”, Życie Warszawy 04.04.2007,
„Lech Grobelny nie żyje” www.wprost24.pl 02.04.2007

Śmierć Lecha Grobelnego nabrała nowego znaczenia dnia 10.04.2010 roku...

Стукачам, чекистам и членам российской агентуры вход воспрещен. Szacun za postawę Znalezione w sieci Lista Wildsteina Pan polecił Jeremiaszowi, by udał się do Rekabitów i dał im pić wino, lecz oni nie pili wina i mieszkali w namiotach, będąc wiernymi nakazom ich praojca Jonadaba syna Rekaba. Wówczas Pan powiedział, że nie zabraknie im potomka, który by stał zawsze przed Panem. Niewierną zaś Judę, która nie usłuchała nakazów swego Pana Boga, Pan ukarze...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości