Okazuje się, że w starciu niecenzuralnych określeń dotyczących pewnych części ciała, znajdujących się poniżej pasa, występujących w kupie kamieni z ważnymi informacjami na temat skandalicznej metodologii wykonywania badań na obecność materiałów wybuchowych na próbkach pobranych z Tupolewa, który rozbił się w Smoleńsku, wygrywa ch..., dupa i kamieni kupa.
Wiadomym jest, że słoma burakom zawsze z onucy wystaje, bez względu na tytuły przed nazwiskiem, więc niecenzuralne słowa bandy kolesi, którzy traktują nasz kraj jak swój prywatny folwark oczywiście, że są żenujące i w żadnym normalnym państwie demokratycznym nie powinny mieć miejsca, a taka zgraja powinna skończyć na politycznym śmietniku...
Ale
Jest coś, co te popisy blokerskiego slangu rodem z obskórnego dziedzińca jeszcze bardziej obskórnej praskiej kamienycy, bije na głowę pod kątem bezczelności państwowych instytucji.
Są to metody badania oraz kwestia związana z opinią fizykochemiczną Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji dotyczącą ewentualnej obecności materiałów wybuchowych na szczątkach wraku samolotu Tu 154M nr 101.
Otóż okazuje się, że
autorzy rzeczonej opinii poddali badaniom w/w próbki za pomocą czterech niezależnych metod chromatograficznych. Przy formułowaniu wniosków końcowych przyjęli jako zasadę, że występowanie w badanej próbce materiału wybuchowego lub jego charakterystycznych pozostałości można stwierdzić dopiero po uzyskaniu dodatniego wyniku za pomocą wszystkich czterech metod.
Czyli następny ch..., dupa i kamieni kupa... W dodatku akurat ten ch... jest dużo większy niż wasz, panowie z VIP-roomu.